Alter ego.
Kolejny pochmurny dzieñ. Znowu zdawa³o mu siê i¿ ca³y deszcz pada tylko na niego. Ca³un szaroœci zakry³ ca³e niebo, zdawa³o siê, ¿e S³oñce umar³o i nigdy ju¿ nie powróci.
Nagle mijaj¹c pewien murek, a obok niego zmarnowan¹ przez czas star¹ kobietê ¿achn¹³ sam do siebie.
-Gdzieœ to ju¿ widzia³em. - Po ostatnim s³owie spostrzeg³ , i¿ jego prawy glan tonie niczym pancernik Patiomkin w gêstej b³otnej ka³u¿y. Wyj¹³ go szybko kln¹c pod nosem. Ruszy³ dalej. Deszcz zacz¹³ biæ po twarzy ostrymi kropelkami chc¹c zrobiæ mu nie wiadomo za co krzywdê.
Szko³a, a raczej rudera wy³oni³a siê w³aœnie ukazuj¹c swoj¹ niepowtarzaln¹ szaroœæ z ledwo zwisaj¹cym tynkiem. Mia³ nadziejê, ¿e budynek zaraz siê zawali. Tak siê jednak nie sta³o.
-Jeszcze tu stoisz? - zapyta³ z wyrzutem przez chwilê oczekuj¹c odpowiedzi.
Wszed³ nieœpiesznym krokiem, nie by³ pewny, czy jeszcze uda mu siê st¹d wyjœæ.
Ju¿ wsuwa³ siê do szatni, gdy ktoœ miotn¹³ nim z powrotem w ty³. Upad³ na plecy. Przez chwilê nie podnosi³ g³owy.
-Igor.- rzek³, spogl¹daj¹c na dwóch ³ysych wyrostków z ryjami jak po dziku, œmierdz¹cych potem po dwóch ciê¿kich lekcjach w-fu.
-No, no, no…-charkn¹³ pierwszy, bardziej przygolony do skóry z wiêkszymi ubytkami po wybitych zêbach.
-Œmieæ przyniós³ to co trzeba?- krzykn¹³, chocia¿ bardziej by³ to nieudolny kwik.
Ch³opak w tym samym czasie, ju¿ odruchowo wyj¹³ piêæ dolców zza pazuchy, bo portfel zd¹¿yli zabraæ mu tydzieñ temu. Bogu dziêki, ¿e te debile chcieli tylko tyle. - pomyœla³, daj¹c w ³apê œmierdz¹c¹ ka³em jak jej ów w³aœciciel nale¿n¹ sumkê.
-Pasi? - zapyta³ pewnym g³osem. Musia³ zni¿yæ siê do ich poziomu. Nie spodziewa³ siê by zrozumieli s³owo wystarczy. Zd¹¿y³ przejœæ obok nich, wejœæ do szatni gdy us³ysza³ kolejny kwik.
-Nazad sabaka!!!
-Kurwa! To dzisiaj! - O ma³o co nie wykrzycza³ na g³os. Wywo³a³ w pamiêci obraz kalendarza i datê kiedy to mia³ dostaæ plombê. £yse pa³y w tym by³y najlepsze, a kalendarz, przecz¹c prawom grawitacji by³ ich czarnym konikiem.
W szatni sprecyzowali swoje zamiary…Ciosy by³y mocniejsze ni¿ zwykle.
Dzisiaj dosta³ dwie. Reszta gratis. Na pierwsz¹ lekcjê by³ ju¿ spóŸniony dwadzieœcia minut. Z obola³¹ g³ow¹ zawlek³ siê do ³azienki.
Zbite lustro ukaza³o opuchniêt¹ twarz. To nie by³ ju¿ ten sam Brajan. Inteligenta twarz jak na syna prostego robotnika, która postarza³a go o mniej wiêcej trzy, cztery lata. Teraz przypomina³ nadgnitego ziemniaka. Wygl¹da³ gorzej ni¿ móg³ Okolice oczu, przybra³y kolor dorodnej œliwek. Zielone dot¹d oczy zosta³y pomieszane z krwi¹. Rozciêta warga dodawa³a mu teraz, groŸnego wyrazu twarzy. Kruczoczarne w³osy stanowi³y teraz pobojowisko. Z nosa, cieniutk¹ niczym pajêczyna stru¿k¹ sp³ywa³a krew. Dobrze, ¿e zêby sta³y na swoim miejscu. Wytar³ nos chusteczk¹. Efekt opuchniêtych oczu próbowa³ zlikwidowaæ zimnym ok³adem z wody. Nadaremno.
Teraz wygl¹da³ jak wampir z filmu Nosferatu. Twarz dziwnie pobiela³a. Czu³ siê lepiej. Teraz martwi³ siê tylko o jedno. Co powie starej? Spad³em ze schodów, dosta³em ³okciem od kolegi gdy schyla³ siê po plecak, bliskie spotkanie z klamk¹, róg ³awki, wypadek na w-fie, kolega wk³ada³ glana i inne bo, poniewa¿, po prostu. Postanowi³ powiedzieæ prawdê.
Wiedzia³ ¿e i tak nic to nie da. Matka lataj¹ca za dyrektorem jak kot z pêcherzem. Mówi¹ca cos o s¹dach i zastraszaniu.
Spojrza³ ponownie w lustro. Nadal opuchniête oczy. Siniak na lewym policzku. Zagojona warga.
-Pieprzyæ! – rzek³ stanowczo. Uda³ siê do sto³ówki. Œniadanko w sto³ówce. Rarytas. Wczorajszy chleb. Wêdlina z przed tygodnia, ser iœcie pleœniowy. Nie próbuj tego w domu! – przypomnia³ sobie tekst z reklamy jakiegoœ napoju. Zagryz³ popijaj¹c herbat¹ z butelki. Spostrzeg³ jak ktoœ wsadza w³osy ³onowe do kanapek. Migiem spojrza³ do swojej. Nic. A mo¿e ju¿ po³kn¹³. By³o mu to zupe³nie obojêtne.
Na kolejn¹ lekcje tez siê spóŸni³. Chcia³ upewniæ siê czy w szatni zdo³a znaleŸæ jeszcze swoje rzeczy. Zapuka³. Wszed³ chwiejnym krokiem. Spodziewa³ siê, i¿ pierwszym co us³yszy bêdzie œmiech klasy. Wygl¹da³ przecie¿ jakby prze¿y³ tajfun. Us³ysza³ natomiast natrêtne uwagi nauczycielki o jego nietypowym kunszcie w spóŸnianiu siê na lekcje. Przeprosi³ i usiad³ na swoje miejsce. Na wymazanej przez rzekomo nieznanych sprawców ³awce le¿a³a ju¿ jego karkówka.
-Niemo¿liwe?!- zdziwi³ siê. Trzy. Zadowolenie objawi³o siê w lekkim uœmiechu na ustach. Spojrza³ w brudna szybê okna wychodz¹cego na boisko, a raczej udeptanej ziemi.
-A jednak… - rzek³ ktoœ niskim tubowym, nad wyraz spokojnym g³osem podobnym do g³osu Brajana. Zl¹k³ siê nagle. Siedzia³ w ³awce sam. Na matematyce raczej nikt siê nie odzywa³ bez wyraŸnego pozwolenia belfra.
-To przez ten brak snu.- stwierdzi³, uspokajaj¹c siê.
-Kowalski! Do tablicy! - krzyknê³a nauczycielka piskliwym, rozdzieraj¹cym uszy g³osem.
Matematyczka perfidna osoba, ruda, z d³ugim warkoczem, okularki, a raczej denka od szklanki na nosie a la Pinokio, oczy - danych brak, nikomu nie uda³o siê zobaczyæ wiêcej oprócz dwóch czarnych punkcików
-No to kosa. A mia³o byæ tak piêknie.- podsumowa³ i ruszy³ naprzód.
Zadanie trudne. Mijaj¹ce siê poziomem w klasie jak i ca³ej szkole. Podszed³ do bia³ej po³yskuj¹cej œciany. Która w rzeczywistoœci by³a tablic¹, a na niej szeœæ. przyk³adów z logarytmów. Za ka¿dy jeden ocena w górê, zaczynaj¹c od zera. Jeszcze nikt nie doszed³ do piêciu. Rok temu uda³o siê rozwi¹zaæ cztery z wielkimi stratami w uczniach.
Siêgn¹³ po markera. Przedmiot ten naprawdê podnosi³ mu poziom adrenaliny.
- Mam czekaæ do usranej œmierci?! - krzykn¹³ wulgarnie rudzielec z katedry napinaj¹c chyba wszystkie miêœnie mimiczne. W tej szkole taki stosunek nauczyciela do ucznia by³ ca³kiem normalny. - Masz trzydzieœci sekund na start- do³o¿y³a siêgaj¹c po specjalnie przygotowany na takie okazje budzik. Z tarcz¹ na której widnia³a podobizna Myszki Miki.
- Widzê, ¿e muszê uratowaæ ci skórê – odezwa³ siê tajemniczy g³os, lecz teraz, g³os zdawa³ mu siê
zadziwiaj¹co podobny do swojego. Nagle na tablicy ukaza³ mu siê ch³opak, który zdawa³ siê byæ niczym innym jak tylko jego w³asnym odbiciem w zwierciadle. Ró¿ni³ siê tylko jednym. W³osy. Nastroszone, o niesamowitej bieli, zdawa³y siê po³yskiwaæ zale¿nie od tego jak na tablicê padaj¹ promienie s³oñca. Brajan natychmiast przywo³a³ sobie obraz której postaci z bajki Dragon Ball.
- Kim ty jesteœ? - zapyta³ wrêcz machinalnie.
- Dowiesz siê póŸniej. - skwitowa³.- Ile chcesz zrobiæ? - zapyta³ spogl¹daj¹c w stronê przyk³adów.
- 10…9…- zaczê³o siê koñcowe odliczanie.
- Ile ?! - powtórzy³a tym razem gniewnie tajemnicza postaæ.
- …5…4… odliczanie d¹¿y³o ku koñcowi.
- Piêæ! - hukn¹³.
- Kowalski! Piêæ ju¿ by³o! - ryknê³a z widoczn¹
weso³oœci¹.
- Siê robi.- tajemnicza postaæ rozmy³a siê i zniknê³a.
Brajan poczu³ dreszcz przechodz¹cy ca³e cia³o. Lewa d³oñ rzuci³a siê na praw¹ obieraj¹c markera. Jakby ¿yj¹c swoim w³asnym ¿yciem zapisywa³a symbole matematyczne, cyfry na bia³ej powierzchni. Przy czterech wykonanych przyk³adach z rekordowym czasem ok. 10 minut rzek³ mimowolnie.
-Profesor Raczyñska wykonywaæ dalej.
Matematyczkê zatka³o na d³u¿szy moment. Koledzy nie wierzyli w³asnym oczom o uszach nie wspominaj¹c. Nazwiska nauczycielki nie s³ysza³ nikt od dwóch lat. Posiada³o status zapomnianego.
- Tak i dwa karne! – ryknê³a, ukazuj¹c szczêkê w której zab³yszcza³o parê z³otych zêbów.
* * *
[/center
Ci¹g dalszy byæ mo¿e nast¹pi…